Profesor Głowacki o swojej książce i pracy historyka - Muzeum Pamięci Sybiru

16 lutego 2023

Profesor Głowacki o swojej książce i pracy historyka

Deportacje w relacjach Sybiraków zaczynają się od walenia w drzwi i okrzyku „Otwierać!”. – Tymczasem to był koniec wielomiesięcznego procesu przygotowań – mówił na spotkaniu w Muzeum Pamięci Sybiru profesor Albin Głowacki. O swojej najnowszej publikacji na temat deportacji z lat 1940-41 oraz specyfice pracy historyka w sowieckich i postsowieckich archiwach opowiadał licznie zgromadzonej publiczności.

Przejdź do treści

Profesor Albin Głowacki związany jest z Instytutem Historii Uniwersytetu Łódzkiego. – Badał sowieckie represje i dzieje Polaków w Związku Sowieckim jeszcze za czasów PRL-u, czyli wtedy, gdy właściwie tej tematyki badać się nie dało. Profesor udowodnił, że jednak się da – przedstawił gościa dr Marcin Zwolski z Działu Naukowego Muzeum Pamięci Sybiru. – Jest także jego wielką zasługą, że zachęcił do badań nad Sybirem swoich uczniów, kolejne pokolenie historyków – dodał.

Profesor Głowacki opowiedział zebranym o realiach pracy w archiwach najpierw Związku Sowieckiego, potem Rosji. – Historyk pisze w oparciu o źródła. Ale jak się do nich dostać! – mówił. Profesor wspominał o absurdalnych trudnościach, jakie przed młodym badaczem, który pojechał badać sowieckie archiwa, piętrzyli urzędnicy, uczelniane władze i pracownicy archiwów. – Pojechałem tam na 5 miesięcy. Cztery i pół miesiąca czekałem na zgodę na dostęp do akt. Gdy ją uzyskałem, usłyszałem, że przygotują teczki za tydzień. A tu każda godzina jest cenna! – opowiadał.

Najnowsza książka profesora Głowackiego to wydana przez Muzeum Pamięci Sybiru popularnonaukowa monografia „W tajdze i w stepie. O deportacjach obywateli polskich w głąb Związku Sowieckiego w latach 1940-1941”, czwarty tom w serii SYBIR [Kupisz tutaj].

Jak podkreślił prowadzący spotkanie dr Zwolski, profesor nie zgodził się na przygotowanie kolejnej popularyzatorskiej publikacji podsumowującej dotychczasowe ustalenia. Zamiast tego zaproponował nowe ujęcie tematyki deportacji.

Deportacje w relacjach Sybiraków zaczynają się od walenia w drzwi i okrzyku „Otwierać!”. – Tymczasem to był koniec wielomiesięcznego procesu przygotowań – wyjaśniał bohater spotkania. – Już 10 października 1939 roku Beria wydał nakaz, by zewidencjonować osadników i zacząć ich obserwować, by nigdzie nie uciekli. 4-5 grudnia zapadły decyzje partii i rządu.

– Badałem archiwa partyjne, specjalne, NKWD, sekretariatu Berii, sektora więziennictwa. Gdzie są najlepsze zasoby? W resortach siłowych, w służbach. Przy tej książce wykorzystałem najnowsze materiały, z archiwum służby bezpieczeństwa Ukrainy. Byłem tam przed Covidem. Dziś życzliwie patrzą tam na Polaków, nie utrudniają dostępu – opowiadał naukowiec. – To kapitalnej wartości materiał, który ukazuje kulisy deportacji.

Publikacja profesora Głowackiego przedstawia nam deportacje od strony wielkiej operacji logistycznej, jaką Sowieci przygotowywali skrycie i w oparciu o bardzo szczegółowe instrukcje. – Nie mamy wyobrażenia, ilu ludzi było w to zaangażowanych. To wszystko trzeba było zaplanować, ktoś to zrobił. Z wyprzedzeniem władza sprawdzała np. w Komitecie Ludowym Przemysłu Drzewnego: Ile potrzebujecie ludzi do pracy w lesie? – opowiadał historyk.

Formalnie wszystko było doskonale przygotowane. – Sowieci dbali o detale – podkreślał profesor. I tajemnicę. – Furman, który miał ludzi przewozić na stacje kolejowe, do ostatniej chwili nie wiedział, co będzie robił. Był wzywany do świetlicy na wieczorne szkolenie, na którym opowiadano mu o konstytucji ZSRS. A gdy wybiła druga czy trzecia, słyszał: jedziesz do tej i tej wsi… Ten, który wkraczał do domu, z którego miał zabrać ludzi do transportu, dokładnie wiedział, jak postępować. Że ojca rodziny trzeba postawić z boku i pod lufą. Sprawdzić z wcześniej przygotowaną listą, czy są wszyscy w domu, i jeśli nie, to gdzie są. Dopiero potem pozwalano się rodzinie ubrać” – wyliczał profesor.

Według instrukcji przygotowane miały być odpowiednie wagony, wyżywienie dla deportowanych, apteczki i opieka lekarska, na miejscu docelowym 3 metry kw. powierzchni życiowej na zesłańca, szkoła i podręczniki dla dzieci. – Ale instrukcje a praktyka to dwie różne rzeczy – przyznawał profesor. – Skąd wziąć szkołę dla nowo przybyłych, skoro nie ma jej nawet dla swoich? Skąd zeszyty, skoro nikt w okolicy nie ma ani jednego zeszytu?

Gdy nadszedł czas na pytania ze strony publiczności, padły głosy o niezgodności wspomnień Sybiraków z ustaleniami historyków, na przykład dotyczące liczy osób deportowanych czy liczby zmarłych w transporcie. Profesor Głowacki podkreślał: – Ja też się wychowałem na opracowaniach emigracyjnych (bo innych nie było) z dużymi liczbami, ale potem to rewidowałem ze źródłami.

Chwilę potem głos zabrał obecny wśród publiczności dr Jan Jerzy Milewski, białostocki historyk: – Dziękuję Panu profesorowi Głowackiemu, że nie odniósł się do zagadnienia w sposób stereotypowy. Zaufajcie Państwo nam, historykom. Nam zależy na prawdzie, staramy się służyć społeczeństwu.

Książkę profesora Głowackiego można kupić w muzealnym sklepie lub naszej internetowej księgarni.

Sklep Odwiedź nasz sklep i sprawdź najnowsze publikacje Muzeum Pamięci Sybiru Odwiedź sklep