Piotra Kulczyny opowieść o wyprawach na Półwysep Kolski - Muzeum Pamięci Sybiru

14 marca 2024

Piotra Kulczyny opowieść o wyprawach na Półwysep Kolski

Najwyższe temperatury, jakich doświadczył, to 48 stopni – „gdy parzy kluczyk w stacyjce”. Najwyżej wjechał swoim samochodem na 5 tysięcy metrów. Najgorsze załamanie pogody przeżył na Uralu, gdzie w ciągu dwóch godzin słoneczny i ciepły dzień zamienił się w śnieżycę, po której pozostało pół metra śniegu. Ale w Muzeum Pamięci Sybiru opowiadał przede wszystkim o wyprawach na Półwysep Kolski, na którym ruiny łagrów przegrywają z północną przyrodą.

Przejdź do treści

Piotr Kulczyna urodził się w Gliwicach, ale jego rodzina ma kresowe korzenie. Jego dziadek był legionistą marszałka Piłsudskiego. Matka, nauczycielka historii, od czasów jego dzieciństwa opowiadała mu bez przekłamań o polskiej historii. Już jako dziecko wiedział, co wydarzyło się w Katyniu albo czym były łagry. Wpojony przez starszych patriotyzm i szacunek do polskich dziejów przekazuje teraz kolejnym pokoleniom oraz czytelnikom swoich książek. Podążanie po polskich śladach oraz oddawanie czci ofiarom totalitaryzmów jest ważnym elementem jego wszystkich wypraw, a było ich niemało.

Od czterdziestu lat Kulczyna jest leśniczym w górnośląskich lasach. Poluje, hoduje psy i konie, a do tego – wyjeżdża swoim terenowym samochodem na dalekie wyprawy. Od lat jest wierny toyocie land cruiser. Dokładnie tą czerwoną toyotą, którą przejechał dwa razy Półwysep Kolski, „czterdziestką piątką”, przybył do Białegostoku, aby w Muzeum Pamięci Sybiru opowiedzieć o swoich wyprawach. Zaparkowane przed budynkiem auto zwracało uwagę przechodniów.

Piotr Kulczyna na wyprawy najpierw jeździł z synami, Pawłem i Stanisławem. Potem z siostrzeńcem żony, Krzysztofem. Niedługo ma nadzieję zabrać na dłuższy wyjazd swoje wnuczki. Żona z nim nie podróżuje. – Bo nie lubi się myć w kałuży – żartuje podróżnik.

Dlaczego w ogóle zaczął podróżować? – Przez książki – odpowiada. Do tego pociągała go przyroda dalekiej Północy. ­ Jest w niej coś onieśmielającego. Często myślę o tych wielkich, rozległych przestrzeniach – mówił, pokazując publiczności zdjęcia wykonane w trakcie wypraw. – Fotografie nie oddają tej perspektywy ani zapachów. I komarów! – podkreślał. ­ Nie da się tam wziąć oddechu, aby nie wciągnąć przynajmniej kilkadziesiąt owadów, a klepnięcie się w policzek skutkuje ubrudzeniem krwią całej dłoni – opowiadał.

Na widok zdjęć łanów chrobotka reniferowego, z których wychylały ogromne kapelusze grzybów, publiczność wydała jęk zachwytu czy może zazdrości. – Nawet miłośnikom grzybów tam mogą się one przejeść, same wchodzą do rąk – przyznawał leśnik.

Kulczyna chciał także zobaczyć ślady sowieckiego systemu, jaki w europejskiej części ZSRS zaowocował megalomańskimi przedsięwzięciami, które kosztowały życie tysięcy ludzi. Najbardziej znanym jest Kanał Białomorski, ale jeszcze dalej na północ do dziś widać ślady po innym projekcie: kolei transkolskiej. – Tak to wyglądało – pokazywał zebranym archiwalny plan – ktoś odręcznie narysował coś na mapie i to wymagało realizacji…

Kolej transkolska, która miała umożliwić transport cennych kruszyw ze złóż na Półwyspie Kolskim, budowana była wysiłkiem łagierników. Aby nie zabrało tej niewolniczej siły roboczej, zbudowało całą sieć obozów. Zginęły tam tysiące ludzi, a torowisk powstały zaledwie niewielkie, niepołączone ze sobą odcinki. Projekt zarzucono po śmierci Stalina. Dziś ślady tej infrastruktury porasta roślinność, niektóre stanowią namiastkę dróg.

Piotr Kulczyna pokazywał filmy, na których jego toyota z trudem pokonuje rozmiękłe nasypy z resztkami podkładów. Podobnie jak „zimniki”, czyli wyłożone drewnem, podmokłe szlaki, po którymi tamtejsi jeżdżą tylko zimą, gdy grunt zamarza i staje się stabilny. – Rosjanie śmiali się, że po zimnikach latem jeżdżą tylko Polacy – opowiadał.

O Rosjanach Piotr Kulczyna wspominał z zaciśniętym gardłem. Opowiadał, z jaką gościnnością i bezinteresowną życzliwością z ich strony spotykał się te kilkanaście lat temu i jak bardzo boli to, że po agresji Rosji na Ukrainę te podtrzymywane przez lata kontakty zostały zerwane przez znajomych ze wschodu.

– Kiedyś wyczytałem w jakiejś książce taką myśl – mówił. – „Rosjanin będzie ci jak brat, odda ci ostatnią koszulę i kromkę chleba, dopóki nie wyczuje w tobie wolności, niezależności od niego, albo wręcz wyższości wobec niego. Wtedy stanie się agresywny”.

– Wojna, która wybuchła w 2022 roku, obnażyła w Rosji to, co tam zawsze było i co ja teraz też widzę: nienawiść wobec innych nacji… – mówił ze smutkiem Piotr Kulczyna. – Gdyby się dało, wyruszyłbym już dziś w kolejną podróż. Ale wiem, że zapewne do Rosji już nigdy w życiu nie pojadę…

Sklep Odwiedź nasz sklep i sprawdź najnowsze publikacje Muzeum Pamięci Sybiru Odwiedź sklep