Sybiracy w Meksyku. Opowieść o Santa Rosa - Muzeum Pamięci Sybiru

31 marca 2023

Sybiracy w Meksyku. Opowieść o Santa Rosa

O mało znanej i w Polsce, i w Meksyku historii polskich uchodźców, którzy z sowieckiego piekła trafili do kraju palm, ciepła i wielkiej gościnności, opowiadali w Muzeum Pamięci Sybiru Joanna Matias i Piotr Piwowarczyk.

Przejdź do treści

W 1941 r. na mocy układu Sikorski-Majski Polacy przebywający w ZSRR – w wyniku deportacji lub uwięzienia w łagrze – objęci zostali tak zwaną „amnestią”. Mogli opuścić Związek Sowiecki, dołączając do Polskich Sił Zbrojnych –  formowanej przez generała Władysława Andersa armii, która miała włączyć się w walkę z Niemcami.

Sybiracy nie godzili się z tym określeniem – amnestia. Nie byli przecież kryminalistami, którym można było darować jakąś karę. Ale najważniejsze było to, że zyskali możliwość opuszczenia Kraju Rad. Z najdalszych zakątków ZSRS ściągali do punktów zbiorczych – mężczyźni, kobiety, dzieci. Zdolni do służby wojskowej przyjmowani byli w szeregi armii, kobiety o dobrym zdrowiu mogły dołączyć do Pomocniczej Służby Kobiet. Ale co z chorymi, starymi, z dziećmi?

W marcu 1942 r. rozpoczęła się ewakuacja Polaków do Iranu. Ci, którzy tam dotarli, byli wycieńczeni z głodu, chorób, zmęczeni długą podróżą. Jednym słowem – katastrofa humanitarna. Rozpoczęło się więc poszukiwanie bezpiecznego schronienia dla tych, którzy nie mogli podążyć dalej z armią.

Pomocy udzieliła Wspólnota Brytyjska – polskie dzieci popłynęły do osiedli w Afryce, Indiach, do Nowej Zelandii. To stąd sybirackie ślady na całym świecie…

W grudniu 1942 r. generał Władysław Sikorski – po tym, jak przyjęcia uchodźców odmówiły Stany Zjednoczone – poleciał do Meksyku. Został przyjęty przez prezydenta Manuela Ávilę Camacho.

Po dwóch dniach negocjacji rząd meksykański ogłosił, że na czas działań wojennych w Europie zgadza się przyjąć 5 tysięcy Polaków ewakuowanych „z Azji”.

Polscy uchodźcy – ostatecznie w liczbie 1,5 tysiąca – dotarli do Ameryki statkiem, a potem pociągiem zostali przewiezieni do miasta Leon. Tam na peronie przystrojonym polskimi i meksykańskimi flagami czekał komitet powitalny z burmistrzem na czele. Orkiestra zagrała „Mazurek Dąbrowskiego”.

To właśnie pod Leon wybrano miejsce pobytu Polaków – hacjendę Santa Rosa, zamknięte osiedle z własną administracją i infrastrukturą: szkołą, świetlicą, punktem medycznym. Według założeń władz – zamknięte, odcięte od lokalnej społeczności. W rzeczywistości już na drugi dzień pod płotem pojawili się meksykańscy kawalerowie zaintrygowani słowiańską urodą przybyszek, a polscy chłopcy nocą przeskoczyli płot, by posiedzieć przy ognisku z miejscowymi rówieśnikami.

– Tak oto polityczne założenia upadły w kilka minut – opowiadał w Muzeum Pamięci Sybiru Piotr Piwowarczyk, scenarzysta i producent filmu dokumentalnego pod tytułem „Santa Rosa. Odyseja w rytmie mariachi”.

Piotr Piwowarczyk jest dziennikarzem i filmowcem. Od 2008 r. mieszka w Meksyku. – W 2011 roku spotkałem się z panią ambasador RP w Meksyku. Rozmawialiśmy o Polakach, którzy przebywali w Santa Rosa. Zachęciła mnie, żebym zrobił o tym film. Zaczęliśmy więc wspólnie ze Sławomirem Grünbergiem, reżyserem, szukać osób, które mogłyby zostać bohaterami filmu. I tak w internecie trafiłem na Joannę. Nie trzeba jej było namawiać na wyjazd do Meksyku – żartował filmowiec.

Joanna Matias, wychowana w Szczecinie prawniczka, od dawna marzyła, by pojechać do Meksyku, koniecznie z tatą, który urodził się właśnie tam – jako dziecko dwojga młodych, ale już doświadczonych przez los Sybiraków: Aliny i Józefa Wiercińskich. Taka była ich historia:

W kwietniu 1940 roku Józef Wierciński, pochodzący spod Białegostoku (jego rodzice pracowali w szpitalu w podbiałostockiej Choroszczy, ojciec był weteranem wojny polsko-bolszewickiej) zostaje wywieziony przez Sowietów do Kazachstanu.

Dwa lata później, gdy na mocy ogłoszonej przez Stalina „amnestii” dla obywateli polskich pojawia się szansa na opuszczenie Związku Sowieckiego z formującą się Armią Andersa, Józef nie kwalifikuje się na żołnierza. Swego czasu ciężko pobity przez sowieckich funkcjonariuszy, nie odzyskał już zdrowia. Dołącza więc do tysięcy cywilów, którzy ciągną „z Andersem” przez Bliski Wschód: kobiet, dzieci i mężczyzn tak jak on niezdolnych do walki.

W drodze poznaje Alinę Srzedzińską, urodzoną w Białymstoku i tak jak on doświadczoną koszmarem Sybiru. Zakochują się.

Na ślubnym kobiercu staną – w otoczeniu innych polskich uchodźców – w hacjendzie Santa Rosa.

Wiercińskim rodzi się w Meksyku dwoje dzieci – Bogdan i Janina, rodzina planuje emigrację do Stanów Zjednoczonych. Niestety, Józef umiera. – Pobyt w Meksyku i tak przedłużył życie mojemu dziadkowi – opowiadała nam niegdyś Joanna Matias – zdążył zostać mężem i ojcem…

24-letnia wdowa dowiaduje się, że jej rodzina odnalazła się po wojnie w Świnoujściu. Ostatnim transportem z Meksyku – przez Stany Zjednoczone, Niemcy – udaje jej się powrócić do Polski w jej nowych granicach.

Alina zaczyna nowe życie, wychodzi ponownie za mąż, za Józefa Matiasa. O pierwszym mężu niewiele mówi. – Dziadek Matias był człowiekiem zazdrosnym. Wyciął dziadka Wiercińskiego, dosłownie: pociął nawet zdjęcia z Meksyku, na których była mama i mój ojciec Bogdan, usuwając Józefa – opowiadała w trakcie spotkania Joanna Matias.

Ale Meksyk wspominany jest w rodzinie Matiasów z wielkim sentymentem i życzliwością. Bogdan, ojciec Joanny, który opuścił Santa Rosa jako czterolatek, zachował wiele ciepłych wspomnień. „Kiedyś tam pojedziemy” – powtarzają sobie.

– Babcia zmarła, niedługo potem były Święta. Powiedzieliśmy sobie z tatą: jedziemy do Meksyku, odnajdziemy grób dziadka – mówi Joanna Matias.

Zaczyna szukać informacji, zdjęć i osób, które wiedzą coś o Santa Rosa. Przekopuje internet, zadaje pytania na forach. Tak znajdują się z panami Piwowarczykiem i Grünbergiem. Owocem wspólnej wyprawy do Meksyku jest film dokumentalny „Santa Rosa. Odyseja w rytmie mariachi”, który obejrzeliśmy wspólnie w Muzeum Pamięci Sybiru.

– Tego na filmie nie ma, ale ta historia ma happy end – powiedział zaraz po zakończeniu projekcji Piotr Piwowarczyk. Już po tym, jak film trafił do publiczności, z pomocą innego Polaka o „santarosańskich” korzeniach oraz odnalezionej przez niego meksykańskiej rodzinie udało się zlokalizować miejsce, w którym pochowano Józefa Wiercińskiego, chociaż grób już od dawna nie istnieje. W Meksyku, jeżeli nie zostanie opłacone wieczyste użytkowanie, grób jest likwidowany po pięciu latach, a szczątki przenoszone do zbiorowej mogiły.

Z niegdysiejszych mieszkańców Santa Rosa niewielu już zostało przy życiu.  Stowarzyszenie Santa Rosa w Chicago, przez lata scalające środowisko Polaków, którzy przeszli przez meksykańskie osiedle, a potem wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, już nie istnieje. – Niestety, członkowie powymierali, a kolejne pokolenie to już Amerykanie, którzy nie są zainteresowani. Spośród mieszkańców Santa Rosa występujących w tym filmie żyją już tylko panie Gryciuk i Pater – mówił Piotr Piwowarczyk.

Historia o Santa Rosa trwa jednak dzięki filmowi, opracowaniom historyków i osobom takim jak Joanna Matias, która z pomocą zbiórki publicznej opublikowała książkę, a gdy wyczerpał się jej niewielki nakład, podzieliła się nią w internecie z wszystkimi zainteresowanymi. To także sposób na okazanie wdzięczności wobec Meksykanów. – W mojej rodzinie Meksyk był synonimem bezpieczeństwa. Tyle dobrego o nim i Meksykanach słyszałam, że gdy już tam jechałam, to się zastanawiałam: kiedy ten mit runie. Ale to nie nastąpiło – mówiła Joanna Matias. – Wszyscy podkreślali, z jaką życzliwością i gościnnością się spotkali. Polacy, którzy mieszkali w Santa Rosa, naprawdę byli tam szczęśliwi i czuli się bezpieczni.

Dziś w hacjendzie funkcjonuje sierociniec prowadzony przez ojców salezjanów. Przez lata wspierał tę instytucję Czesław Sawko, który trafił do Santa Rosa jako sybirackie dziecko, a potem w Stanach został przemysłowcem-milionerem. „To za ten meksykański chleb, który jadłem, gdy tu przyjechałem” – cytowała jego słowa Joanna Matias.

Dziś w Santa Rosa trwają prace nad przygotowaniem izby pamięci. – Za dwa lata powinna być gotowa, turyści tam przybywający będą mogli poznać historię tego miejsca – mówił Piotr Piwowarczyk.


Dziękujemy pani Joannie Matias za udostępnienie fotografii z jej rodzinnego archiwum.

Sklep Odwiedź nasz sklep i sprawdź najnowsze publikacje Muzeum Pamięci Sybiru Odwiedź sklep