Publiczność, która przybyła do Muzeum Pamięci Sybiru na prowadzone przez prof. Wojciecha Śleszyńskiego spotkanie, miała okazję wysłuchać świadectwa Analii Kalinec, jednej z liderek ruchu „Historias Desobedientes”. Jest to organizacja założona przez członków rodzin osób oskarżanych o popełnianie zbrodni w czasie rządów wojskowej junty. Domagają się postawienia winnych przed sąd, chociaż mowa o ich braciach, ojcach czy dziadkach. Są gotowi zeznawać przeciwko swoim bliskim, aby argentyńskie społeczeństwo mogło rozliczyć ówczesną władzę za lata terroru.
Drugim z gości był filmowiec Martin Vergara. – Urodziłem się w 1971 roku. Jestem synem polityków, którzy uczestniczyli w działaniach reżimu. Wielu moich kolegów zaginęło, widziałem wpływ dyktatury na wiele aspektów życia… – mówił.
Armia pod wodza generała Jorge Rafaela Videli dokonała zamachu stanu 24 marca 1976 roku. Pod pretekstem wewnętrznego kryzysu wojskowi wprowadzili krwawą dyktaturę. Przeciwników politycznych – a także osoby jedynie podejrzane o sprzeciwianie się władzy – uprowadzano, torturowano, mordowano. Do dzisiaj nie wiadomo, jakie były losy blisko 30 tysięcy ludzi, uważa się ich za zaginionych. Dzieci kobiet, które urodziły w czasie uwięzienia, były im zabierane i przekazywane do adopcji.
– Urodziłam się w 1976 roku, gdy już panowała dyktatura – opowiadała Analia Kalinec. – Tamte dzieci mają mniej więcej tyle lat, ile ja. Niektóre do dzisiaj nie są świadome swojego pochodzenia – podkreślała.
– 24 marca jest teraz co roku dniem oddawania hołdu tym, którzy zaginęli. Spotykamy się na Plaza de Mayo, Placu Majowym w Buenos Aires, i co roku jest nas więcej, przychodzą ludzie w różnym wieku – mówiła Kalinec. To w tym miejscu przez wiele lat demonstrowały „Matki z Placu Majowego”, matki i babki zaginionych dzieci.
Funkcjonariusze junty przez lata cieszyli się bezkarnością. Powoływali się na to, że jedynie wypełniali rozkazy.
Droga Analii Kalinec do prawdy i działalności na rzecz sprawiedliwości nie była łatwa. – Ojciec w domu był dla mnie idolem. Dbał o moją rodzinę, żeby niczego nam nie brakowało. Kiedy został aresztowany, zapewniał mnie, że walczył dla dobra ojczyzny i że nie ma sobie nic do zarzucenia. Ale słuchając ludzi w czasie procesu zrozumiałam, że czynił zło. On cały czas posiada informacje o zaginionych. Ale woli milczeć… – mówiła.
Ojciec Analii, Eduardo Kalinec, znany w Argentynie jako „Doktor K.” został osądzony w 2010 roku i otrzymał karę dożywocia. Udowodniono mu zamordowanie pięciu osób oraz torturowanie 147 więźniów w obozach dla przeciwników dyktatury.
– Moja mama i moje siostry mówiły, żebym nie zadawała pytań. Przekonywały, że o tym trzeba milczeć. A ja potrzebowałam o tym krzyczeć. Chciałam się dowiedzieć, potrzebowałam rozmawiać. Jestem matką – mówiła łamiącym się głosem – mam dwoje dzieci, gdy były małe, zastanawiałam się, jak im o tym opowiedzieć?
Według słów Kalinec wiele rodzin w Argentynie jest podzielonych – część krewnych chce rozliczenia sprawców, nawet jeśli to ich bliscy. Inni wolą milczeć.
– Z jednej strony jest ból ofiar i tych, którzy się z nimi solidaryzują, z drugiej cisza, brak odpowiedzi na pytania. To zrywa więzi – mówi Kalinec.
Ostatecznie impulsem do rozwoju społecznego ruchu na rzecz docierania do prawdy była sytuacja z 2017 roku. To wtedy rząd postanowił skrócić wyroki wojskowym skazanym w dotychczasowych procesach według reguły „dwa za jeden”, czyli policzenia jednego odsiedzianego w więzieniu roku jako dwóch lat.
– Wtedy odbył się tak zwany Marsz Chusteczek – opowiadała Analia. – Lud Argentyny zatrzymał bezkarność, a Sąd Najwyższy odrzucił to prawo. A ze spontanicznych demonstracji, spotkań z ofiarami oraz ludźmi o podobnym doświadczeniu zrodził się ruch „Historias Desobedientes”, czyli „Nieposłuszne historie”.
Martin Vergara dodawał: – Dla nas wszystkich Matki z Placu Majowego to duchowy symbol. One nas ukształtowały, z nimi wychodziliśmy na ulice.
Dziś oddziały „Nieposłusznych historii” działają także w Paragwaju, Chile, Hiszpanii, a nawet Niemczech. Analia Kalinec przyjechała do Białegostoku z Berlina, gdzie spotkała się z potomkami nazistów.
– Chociaż nie my jesteśmy winni zbrodni naszych rodziców, to jednak nasza podświadomość tak działa, że czujemy wstyd i winę. Ale skoro kiedyś zaistniały tak wielkie zło i nienawiść, to musi być i wielka miłość, która to przezwycięży. To wielka społeczna praca, by wzrastać w miłości – mówiła Argentynka.
Po spotkaniu z publicznością goście z Argentyny zebrali się w mniejszym gronie z przedstawicielami białostockich Sybiraków. Nagrywali z nimi rozmowę o przebaczeniu, materiał będzie wykorzystany w przygotowywanym przez Argentyńczyków filmie.