Na nartach przez Syberię. Opowieść Krzysztofa Suchowierskiego - Muzeum Pamięci Sybiru

15 grudnia 2023

Na nartach przez Syberię. Opowieść Krzysztofa Suchowierskiego

Bagaż z energetyczną żywnością nie doleciał. Sprzęt, który ze sobą zabrał, okazał się nieodpowiedni. Ale i tak udało mu się przejść prawie pół tysiąca kilometrów korytem zamarzniętej rzeki Kołymy. Do tego – z nieplanowanym, czworonożnym towarzystwem.

Przejdź do treści

Białostoczanin Krzysztof Suchowierski jest z wykształcenia i zawodu ratownikiem medycznym, miał więc świadomość, że trzeba prawidłowo przygotować organizm do wymagającej wyprawy. – Robiłem typowy trening polarników, ciągnąc po ziemi duże opony. Przygotowania zacząłem w 2015 roku.

Tej zimy, na którą zaplanował wyprawę, w Białymstoku zapowiadano „zimę stulecia”. Niestety, pogoda niewiele pomogła w treningu. – Dopiero w ostatni dzień przed wyjazdem spadł śnieg, a termometr pokazał -20 stopni. Ale skorzystałem z okazji, wyszedłem sprawdzić narty.

Po dotarciu przez Moskwę do Jakucka okazało się, że polskie -20 w porównaniu z jakucką pogodą było ciepłym tchnieniem wiosny. – Temperatury dochodziły do -35, -40 stopni. Ale jakuckie dzieci nie idą do szkoły dopiero, gdy jest poniżej -50 – mówił Suchowierski.

Z Jakucka podróżnik dostał się do Czerskiego – tu miała się zacząć samotna wędrówka korytem zamarzniętej Kołymy. Cały czas liczył, że z lotniska w Jakucku przyjdzie informacja o spóźnionej przesyłce z żywnością. W końcu uznał, że nie będzie dłużej czekać. – Za ostatnie pieniądze kupiłem jedzenie, niestety – nie były to już specjalistyczne produkty. Ale nie chciałem bardziej opóźniać wymarszu.

Miejscowi przestrzegali, że Krzysztof ma nieodpowiednie, zbyt wąskie narty. Mówili, że przywieziony z Polski piecyk nie okaże się praktyczny. – Przed wyjazdem znajomi podróżnicy mówili, że mój ciężki namiot się nie sprawdzi, lepszy byłby taki o tunelowej konstrukcji. Ale ja miałem swoją wizję i jej się trzymałem – szczerze przyznał Suchowierski. – Może naoglądałem się za dużo filmów traperskich? – żartował.

Z czasem okazało się, że radzący mieli rację. Namiot zapalił się od piecyka i konstrukcja o mało się nie zawaliła, a gdy się idzie i biwakuje na środku 2,5-kilometrowego koryta rzeki, wyprawa do lasu po drewno staje się wyzwaniem. Podróżnik pożegnał się z piecem.

Narty sprawdzały się, dopóki można było podążać śladem wyrobionym przez skutery śnieżne. Z kolei śpiwór, oferujący komfort do -60 stopni, łapał wilgoć od ciała. – Cała noc dygotania z zimna – mówił podróżnik. – Ale najgorsze były poranki. Trzeba silnej woli i wytrzymałości, żeby przy -40 rozpiąć śpiwór i wyjść z niego, żeby przygotować śniadanie.

Jeżeli kiedykolwiek będziecie biwakować na Syberii, pamiętajcie, by buty włożyć na noc pod karimatę. – Skórzane buty sztywnieją i trzeba nad nimi pracować dość długo, by dało się je założyć – tłumaczył Suchowierski. – A tak w ogóle to zamiast karimaty lepiej użyć skóry renifera. Daje przyjemne ciepło – dodał.

– Cały czas się uczyłem – opowiadał wędrowiec. – Potem mi ludzie mówili, np. że trzeba iść środkiem rzeki, bo wiatr zwiewa śnieg stamtąd na brzegi. Pasterze reniferów pokazali mi swoje narty, bardzo szerokie.

– Ostatkiem sił doszedłem do Niżnokołymska – przyznawał. „Amerykanin przyszedł!”, zawołała na jego widok jedna z mieszkanek tej małej osady. Jeden z myśliwych uprzedził niżnokołymian, że idzie w ich stronę wędrowiec ciągnący sanki z dobytkiem.

Spotkania z mieszkańcami Jakucji Krzysztof Suchowierski bardzo dobrze wspomina. Otrzymał wiele wsparcia i gościnności. Dzielono się z nim jedzeniem i wskazówkami, jak bezpiecznie przejść kolejny odcinek trasy i gdzie znaleźć schronienie. – Syberyjskie służby ratownicze są bardzo pomocne. Słyszałem od innych podróżników, że np. w Kanadzie rozmowa telefoniczna z ratownikami zaczyna się od „proszę podać numer karty kredytowej”. A ci oddali mi resztę swojego jedzenia i czystą benzynę do piecyka.

– Jakuci szanują Polaków ze względu na polskich badaczy – podkreślał podróżnik, mając na myśli m.in. Piekarskiego, Sieroszewskiego czy Czerskiego.

Miejscowi zabierali Polaka nad rzekę na sprawdzanie sieci w przeręblach i do tajgi na wybieranie zdobyczy z wnyków, opowiadali o życiu na Syberii. – Alosza całe życie spędził w tajdze. Uspokajał mnie: „Nie bój się wilków, oblej benzyną namiot, one nie lubią tego zapachu”. Gdy wybieraliśmy ryby z sieci, mówił, że małe, dla psów – opowiadał Suchowierski publiczności zaskoczonej widokiem dużych ryb na zdjęciach.

– Aleksiej przestrzegał: „Nie wilków się trzeba bać, bo one człowieka unikają, ale krzyżówek psa i wilka, one mogą zaatakować”. I wspominał stado psów z czasów, gdy miał zaprzęg i często nim jeździł. Niestety, kiedyś musiał udać się do Czerskiego, zostawił psy na łańcuchach przed domem. Przyszło stado wilków i je zagryzło. Aleksiej marzy, że kiedyś znów dorobi się psów… – opowiadał Suchowierski.

– Myśliwy Andriej mówił: „Tajga to mój dom, nie zamieniłbym mojej pracy na żadną inną” i zapraszał, by skorzystać z jego chaty oddalonej o dwa dni drogi.

Samotna wędrówka przez Syberię odbywa się w ciszy. – Gdy już wyrówna się oddech, słyszy się bicie własnego serca – opowiadał Suchowierski.

W jednej z osad do Krzysztofa dołączył bezpański pies husky. – Dawałem mu jedzenie, zaczął za mną iść. Czasem był bliżej, czasem oddalał się nawet na kilometr. Ale zawsze wiedział, kiedy jest postój na posiłek, kiedy otwieram jedzenie – i już przy mnie był. Mądry pies, nigdy się nie napraszał, nie brał jedzenia łapczywie. Czekał, aż ja zjem – ciągnął opowieść.

Pies towarzyszył mu przez resztę podróży. Wspólnie nocowali w napotykanych na trasie izbuszkach, czyli chatach-schronieniach. – Wedle zwyczaju taka izbuszka jest zawsze otwarta, są w niej zapałki, legowisko, czasami zostawione jest jedzenie. Często z nich korzystałem. Przed jedną z chat mnie ostrzegano. „Nie nocuj tam, to jest nawiedzona izbuszka” – relacjonował Suchowierski.

– Stoi przy niej krzyż, zginęła tam cała ekspedycja, która źle oporządziła jesiotra i się nim otruła. Nocujący tam opowiadali, że słychać hałasy, ale na zewnątrz brak śladów. Oczywiście, zamierzałem ją ominąć. Ale gdy przechodziłem obok, byłem już tak zmęczony, że się nie oparłem. Nie zmrużyłem oka, a o północy pies zaczął być niespokojny, drapał w drzwi. Okazało się, że chciał wyjść za potrzebą, ale dlaczego akurat o północy?! – śmiał się wędrowiec.

Po drodze dwukrotnie, zwabiony zapachem mięsnej przynęty, husky pobiegł w las i wpadł w nastawione przez myśliwych wnyki. Suchowierski z trudem go wyratował.

Gdy dotarli do celu podróży, wędrowiec zastanawiał się, co zrobić z towarzyszem wędrówki. – Na początku z sentymentalnych względów chciałem pieska zabrać, ale co on by robił w bloku w Białymstoku… Ostatecznie zostawiłem go Syberii. Zwłaszcza, gdy się okazało, że wędrowaliśmy nie we dwóch, ale… w siedmioro. To była suka, która się wkrótce oszczeniła. To był mądry pies, więc pewno i szczeniaki sobie na Syberii poradzą…

Krzysztof Suchowierski deklaruje, że wędrówka przez syberyjskie przestrzenie była dla niego dobrą lekcją. I na pewno jeszcze tam wróci.

Chociaż kończy się rok, nasz cykl spotkań z podróżnikami i twórcami z Sybirem w tle nadal trwa. 19 stycznia (uwaga: wyjątkowo w piątek i o godzinie 17.00) zapraszamy na spotkanie z Bartem Pałygą, który w Tuwie uczył się śpiewu gardłowego. Opowie nam o tej niezwykłej technice oraz o tradycyjnej muzyce tamtych rejonów. Bilety już w sprzedaży w kasach Muzeum oraz na naszej stronie internetowej.

Zapraszamy!

Sklep Odwiedź nasz sklep i sprawdź najnowsze publikacje Muzeum Pamięci Sybiru Odwiedź sklep